Siedziałam znudzona na dużym,
czarnym fotelu w gabinecie mojego terapeuty Sylviana, które było urządzone w
odcieniach beżu i czerni. Tępym wzrokiem wpatrywałam się w ścianę za nim,
wysłuchując kolejnego znanego mi na pamięć monologu na temat o tym, jakie to
życie jest piękne, kolorowe i dlaczego nie powinnam go sobie odbierać. Dlaczego
powinnam przestać myśleć o śmierci czy głodowaniu się. Moja wewnętrzna suka
wywraca zirytowana oczami. Łatwo to wszystko było mówić osobie, która nigdy w
życiu nie miała do siebie wewnętrznego wstrętu. Mimo, wielu zapewnień Sylviana,
które miały miejsce na samym początku naszych terapii nie wierzę mu, że był
przez ponad pół roku w podobnym ośrodku i tak po prostu wyszedł na prostą.
Dlatego też jego zachęcające słowa, że to również może stać się ze mną wcale
nie pomagały. Wręcz przeciwnie. Sprawiał, że z każdym kolejnym, nowym dniem
chciałam coraz bardziej odebrać sobie życie. Czułam do siebie wstręt. Widziałam
jak patrzą na mnie inni. Z pogardą i obrzydzeniem. To bolało. Cholernie bolało
jednak musiałam udawać, że ze mną coraz lepiej. Chociaż trudno udawać jest
wracającą do życia osobę, kiedy we wnętrz ciebie wszystkie twoje komórki
prowadzą wojnę. Wojnę w której albo przeżyjesz, albo umierasz. I ja chciałam wybrać
tą drugą opcje.
Kompletne odcięcie od
świeżego powietrza, elektroniki, znajomych i rodziny również nie pomagało.
Zamykałam się w sobie przez to coraz bardziej. Coraz rzadziej się odzywałam, aż w pewnym
momencie całkowicie przestałam. Jakiekolwiek słowa były wręcz wymuszane na mnie
podczas terapii z Sylvianem. W końcu w jakim normalnym ośrodku, zamyka
się człowieka w budynku i nie pozwala mu oddychać świeżym powietrzem, w obawie,
że coś mu się stanie. Z pewnością, zrobi sobie linę z liści i powiesi się na
pierwszym lepszym drzewie. Moja wewnętrzna suka ponownie drwi z Sylviana, właśnie
skręcając mu kark. Wywróciłam oczami i niemal niesłyszalnie westchnęłam. A
podobno trafiłam tutaj by się wyleczyć.
Jedyną osobą jaką
mogła mnie odwiedzać był Justin, między innymi osoba dzięki której tutaj
trafiłam. Zabronił personelowi wpuszczać kogokolwiek z mojego otoczenia
tłumacząc się, że to dla mojego dobra. Na początku kiedy przychodził
codziennie, starał mi się pomóc. Mówił jak bardzo mnie kocha i jak bardzo jest
mu przykro, że zrobi wszystko żebym wyszła stąd jak najszybciej. Żebym wróciła
do normalnego życia i nie przejmowała się już niczym. Mówił, że będzie mnie
chronił i nie pozwoli mnie skrzywdzić. Kiedy w pewnym momencie sam zaczął to
robić. Z upływem czasu, szczerze mogę powiedzieć, że mu się znudziłam. Przestałam
wierzyć w jakąkolwiek poprawę. Przestałam wierzyć w cokolwiek. Wszystkie jego
wymówki problemami w pracy czy nagłymi wyjazdami znałam na pamięć. Zawsze kiedy
dzwonił i mówił mi, że nie może przyjechać wyliczałam sobie w myślach na którą
wymówkę padnie ale udawałam, że w nie wierzę chociaż już dawno przestałam. Przestałam
normalnie funkcjonować. Każde jego kolejne kłamstwo nakłaniało mnie do
popełnienia samobójstwa.
- Odezwiesz się w
końcu Aubree?
Z zamyśleń wyrwał mnie spokojny Sylviana,
który uważnie mi się przyglądał. Zagryzłam nerwowo dolną wargę, wzruszając
obojętnie ramionami. Tępo wpatrywałam się w ścianę za nim, zastanawiając się
czy aby na pewno powinnam to zrobić. Jedyne czego chciałam to wyjść i siedzieć
w swoim tymczasowym pokoju, czekając na przyjazd Justina.
- Wiesz, że przez
takie zachowanie wcale szybciej nie wyjdziesz?
Zaczął ponownie, opierając łokcie o swoje biurko.
Westchnęłam i przeniosłam na niego wzrok pełen wyrzutów. Przebiegłam palcami po
włosach, przymykając na chwilę powieki. Prowadziłam wewnętrzną wojnę ze swoimi
myślami. Z jednej strony chciałam w końcu powiedzieć mu jak się czuje i czego
potrzebuję, jednak z drugiej strony bałam się. Byłam znana z zbyt długiego
języka i po prostu bałam się, że palnę coś głupiego przez co zostanę tutaj
jeszcze dłużej zamiast skrócić mój pobyt do minimum.
- Co chcesz usłyszeć? –
Spytałam cicho, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Już nie raz zapewniałam
ciebie, Justina… Wszystkich, że jest ze mną lepiej i, że zrozumiałam swój błąd
jednocześnie tego żałując. Chcecie mnie „wyleczyć”… - mruknęłam używając cudzysłowia
przy ostatnim wyrazie. – ale trzymanie mnie w tym zasranym budynku z dala od
świeżego powietrza, rodziny czy znajomych wcale mi nie pomoże. I sam doskonale
o tym wiesz. Najwidoczniej nikt do tej pory nie pomyślał jak się czuje
całkowicie odizolowana od cywilizacji i bliskich…
Przerwał mi na moment gestem ręki na co
wywróciłam zirytowana oczami. Chciał żebym się odezwała i nagle mi przerywa.
Świetny terapeuta.
- Ja rozumiem Aubree.
Tylko Justin ewidentnie zabronił nam wypuszczania cię za progi tego budynku. –
Westchnął zrezygnowany.
- Jesteś terapeutom,
sam powinieneś wiedzieć co dla mnie najlepsze, a nie słuchać się kogoś kto
nigdy nie był w podobnej sytuacji. – Wstałam z fotela, naciągając rękaw
szarego, luźnego swetra na ramię i ruszyłam do wyjścia. – Do zobaczenia jutro,
Sylvian.
Niechcący trzasnęłam drzwiami na co skarciłam
się w myślach, krzywiąc przy tym lekko. Rozejrzałam się po korytarzu i
uśmiechnęłam delikatnie do recepcjonistki, która jako jedyna tutaj traktowała
mnie normalnie. Była moim małym źródełkiem kontaktu z rodzicami i światem. Dogadywałyśmy
się od samego początku, dlatego byłam z nią szczera. Przynajmniej do pewnego
momentu.
Niepewnie podeszłam do
niej i oparłam łokcie na blacie, a brodę natomiast ułożyłam na splecionych
dłoniach. Przyglądałam się chwilę jak coś wpisuje na swoim prywatnym laptopie,
którego zaczęła przenosić specjalnie z mojego powodu, za co dziękowałam Bogu,
za tak cudowną osobę jak ona. Zmarszczyłam delikatnie brwi kiedy odwróciła go w
moją stronę, a na ekranie pojawił się Justin wracający z klubu z jakąś wysoką
brunetką, która była wtulona w jego ramię chowając tym samym twarz przed wścibskimi
paparazzi. Skądś ją znałam, styl ubioru i figura. Tylko jak na razie nie
wiedziałam skąd. Przełknęłam głośno ślinę i przeniosłam zdezorientowany wzrok
na nią.
- Myślałam, że
powinnaś wiedzieć. – Powiedziała cicho, patrząc na mnie ze współczuciem.
Pochyliłam się odrobinę w stronę ekranu i
zaczęłam czytać krótki wpis pod zdjęciem z jakiegoś portalu plotkarskiego.
„Wczorajszego
wieczoru znany całemu światu Justin Bieber, opuszczał klub nocny Bootsy Bellows
w Hollywood wraz z nieznaną brunetką, która dumnie szła wtulona w jego ramię. Z
twarzy Justina można wywnioskować, że nie był zadowolony obecnością paparazzich.
Przytulając brunetkę do swojego boku udali się do samochodu, którym odjechali
prawdopodobnie do domu chłopaka.”
Z każdym kolejnym przeczytanym słowem czułam
jak moje serce łamie się na jeszcze drobniejsze kawałeczki, aż w pewnym
momencie odsunęłam się nie mogąc czytać tego dalej. Fragment w którym poruszyli
temat był do zniesienia jednak to co tam pisało wywołało we mnie nieprzyjemne
uczucie. Według Justina wyjechałam na urlop o którym dowiedział się dopiero
niedawno i kompletnie nie wie w jakim miejscu się teraz znajduje.
- Mogłabyś zadzwonić
do niego i spytać czy dzisiaj przyjedzie? Powiedz, że bardzo mi na tym zależy. –
Poprosiłam i odwróciłam się na pięcie nie czekając na jej odpowiedź i niemalże
biegiem udałam się do mojego pokoju.
Czułam się oszukana. Oszukana, zdradzona,
samotna i bezsilna. A co gorsza wiedziałam, że tego na pewno było więc. Nie
koniecznie publiczne spotkania ale prywatne. Byłam wręcz w stu procentach
pewna, że znalazł sobie kogoś na boku i w końcu dojdzie do tego, że mnie
zostawi. W końcu kto normalny użerałby się z chorą psychicznie dziewczyną? Każdy
zostawiłby ją przy pierwszej lepszej okazji, a mam cholerne wrażenie, że Justin
właśnie chwyta tą okazje.
Weszłam do swojego
pokoju i zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o nie plecami. Zakryłam usta
dłonią powstrzymując się od głośnego szlochu. Łzy zaczęły spływać po moich
policzkach, tworząc na nich mokre ślady. Powoli odeszłam od drzwi i usiadłam na
idealnie pościelonym łóżku, podciągając kolana do brody. Objęłam nogi rękoma,
próbując chociaż trochę się uspokoić. Nie mam pojęcia jak długo tak siedziałam
i wpatrywałam się w odległą przestrzeń przede mną. Jednak w miarę uspokoiłam
się dopiero gdy poczułam drobne ramiona przyciągające mnie do siebie. Wtuliłam
się w Marisę, która delikatnie gładziła dłonią moje plecy.
- Przyjdzie? Czy znowu
nagłe spotkanie? Wyjazd? Wywiad? – Zaczęłam po chwili wymieniać, odsuwając się
od niej i wycierając wierzchem dłoni mokre policzki.
- Nie zdążyłam nawet
wybrać jego numeru kiedy sam zadzwonił. – Wyznała, przez co w mojej głowie
zapaliła się od razu czerwona lampka. – I powiedział, że będzie za godzinę.
Dokończyła co mnie
całkowicie zaskoczyło. Nigdy nie zadzwonił żeby oznajmić za ile będzie. Zawsze
dzwonił żeby odwołać spotkanie lub przełożyć je na inny dzień. Dlatego wcale
nie zdziwiło mnie kiedy Marisa zaśmiała się patrząc na mnie. Moja mina musiała
być naprawdę dziwna i zarazem zabawna. Byłam szczerze zaskoczona i zarazem
szczęśliwa, że w końcu go zobaczę jednak cały czas miałam przed oczami zdjęcia
jego i tajemniczej brunetki, a myślach cały czas powtarzałam sobie przeczytany
artykuł. Wiedziałam jedno. Nie odpuszczę mu tego tak po prostu. Uśmiechnęłam
się delikatnie do Marisy i wstałam z łóżka podchodząc do okna. W Głowie
siedziała mi jedna najważniejsza myśl. Przedstawienie pora zacząć.
~ *** ~
Cześć! Kompletnie nie wiem co pisać więc nie będę pisać nic. Przepraszam, że krótki ale to dopiero taki początek. Co sądzicie? Liczę na miłe przyjęcie czy cokolwiek.